środa, 30 czerwca 2010

Grek z rodowodem i fałszywy kebab czyli o stereotypach słów kilka

Zacznę od stwierdzenia, iż każdy z nas widzi świat inaczej. Każdy ma swoją własną perspektywę patrzenia na przedmioty, ludzi czy zjawiska. W związku z tym można by stwierdzić, że tak naprawdę każdy z nas żyje w innym świecie, który interpretuje i pojmuje inaczej. Można w tym miejscu powołać się na bajkę o ślepych mnichach badających słonia za pomocą dotyku. Każdy tworzy własną rzeczywistość na podstawie swoich doświadczeń i przeżyć, na podstawie własnej życiowej historii.

Dzięki takiej optyce moją uwagę przykuł pewien program, który od jakiegoś czasu wyświetla jedna z polskich stacji telewizyjnych. Chodzi mianowicie o program „Kuchenne rewolucje”, w którym to znana polska restauratorka – Magda Gessler doradza właścicielom knajpek jak sprawić by ich interes lepiej funkcjonował i by ściągał większą liczbę osób. Jest to oczywiście kalka brytyjskiego programu pt.: „Kitchen Nightmares”.

Magda Gessler, fot. http://www.tvn.pl/news/2668/view

Mimo iż polska wersja nie zaciekawiła mnie zupełnie, przez przypadek pewnego smętnego przedpołudnia obejrzałam jeden odcinek z braku laku... Na moje szczęście przypadek sprawił, że bohaterem odcinka był rodowity Grek, którego grecka restauracja świeciła pustkami. Magda Gessler oprócz rewolucji w wyglądzie restauracji, z którą akurat zgodziłam się w pełni, zrobiła również rewolucję w kuchni. Kością niezgody stała się klasyczna grecka sałatka oraz tradycyjna musaka. Jakież było moje zdziwienie gdy prowadząca zaczęła tłumaczyć Grekowi, że jego potrawy są za mało greckie. Padło nawet stwierdzenie, że gdy Polak zamawia grecką sałatkę to oczekuje zupełnie czegoś innego niż serwuje mu Grek, Polak oczekuje polskiej wersji tego greckiego posiłku.

fot. www.kobieta.byc.pl

Oczywiście by program miał szczęśliwe zakończenie, grecki właściciel po długich bojach przyznał Gessler rację i zmienił przepisy. Oczywiście od razu klienci zaczęli walić drzwiami i oknami.

Po tym programie zaczęłam zastanawiać się nad tym jak bardzo stereotypy rządzą naszym spojrzeniem na świat. Możemy zarzekać się, że nie patrzymy na otaczającą nas rzeczywistość przez pryzmat stereotypów, jednak są one w naszej świadomości tak mocno zakorzenione, że odnosimy się do nich nawet mimowolnie.

Na przykład fakt, że przeciętnemu Polakowi zupełnie nie robi różnicy czy idzie do restauracji chińskiej, japońskiej czy wietnamskiej, ponieważ w każdej z nich oczekuje że poda mu się sajgonki, smażony ryż i kurczaka w pięciu smakach. Prawda też jest taka, że by sprostać oczekiwaniom klientów restauratorzy naginają swoje menu i umieszczają w nim dania, które nijak nie odpowiadają tradycyjnym potrawom z danego kraju.

Kebab podawany na wydziale Matematyki i Informatyki UMK,
fot. Paulina Jakubowska

Zupełnie ekstremalnym przykładem może być polski kebab. Gdy na jednych zajęciach zaczęliśmy rozmawiać o różnicach między prawdziwym tureckim kebabem a polskim jego odpowiednikiem, okazało się że to co my uważamy za kebab nijak ma się do jego tureckiego wzorca. W naszym wykonaniu jest to buła z surówkami, sosem i dodatkiem mięsa, a jeżeli mamy szczęście to możemy bułę zamienić na coś w rodzaju tortilli. Natomiast kebab turecki to zupełnie inna bajka, przede wszystkim głównym składnikiem jest mięso a reszta to jedynie dodatki, poza tym kebabów jest wiele rodzajów, no i żadnemu turkowi nie przyjdzie do głowy by do kebaba wpakować mięso z kury..! Jednak wiele osób uważa nasz polski kebab za jedyny prawdziwy. Dlatego też rodowity turek z autentycznym kebabem mógłby mieć trudności by przebić się na polskim rynku.

No chyba, że wyglądałby tak... Witryna "kebabowni" nad naszym polskim morzem
fot. Katarzyna Mokwińska

Na tych kulinarnych przykładach widać doskonale jak bardzo żywe w naszym życiu codziennym są stereotypy. Nadal podtrzymuję, że każdy z nas patrzy na świat inaczej, jednak dzięki wychowaniu jakaś część tego spojrzenia jest wspólna dla wszystkich uczestników danej kultury. Stereotyp weryfikowany jest jedynie w zetknięciu z obiektem, którego dotyczy. Faktem jest więc, że część społeczeństwa może przejść przez życie wierząc, że taki sam kebab jak na Szczytnej w Toruniu jada się w Turcji oraz że grecka sałatka musi być mocno doprawiona i wyrazista, bo to jest dopiero prawdziwa, tradycyjna potrawa.

Sztuka bycia dorosłym

"Im później będziesz dorosły, tym lepiej dla ciebie."
(Eric Emmanuel - Schmitt "Dziecko Noego")

  • samokontrola,
  • stabilizacja społeczna,
  • niezależność,
  • odpowiedzialność,
  • taktowność,
  • powaga,
  • wytrzymałość,
  • doświadczenie,
  • obiektywność,

To niektóre cechy, które wymienia się w encyklopedii pod hasłem "dorosłość". W większości społeczeństw na świecie, dojrzałym lub dorosłym człowiek staje się przez określone inicjacje. Co za tym idzie, taki człowiek powinien wpasować się w pewien schemat, działać według reguł, na przykład takich jak savoir - vivre. A reguł w takich podręcznikach jest wiele, wystarczy przytoczyć tylko niektóre z rozdziałów (W pracy - Relacje między szefem a podwładnym- Kiedy kobieta jest podwładną / Awans dotychczasowego kolegi; Życie towarzyskie - Po czym poznać człowieka obytego)*

Człowiek dorosły w znacznie większym stopniu jest pod kontrolą społeczną oraz pod działaniem władzy. Kiedy przeszedł już pierwsze instytucje socjalizujące takie jak szkoła czy uniwersytet, musi wpasować się w kolejne zależne od jego pracy lub stylu życia. Wszędzie jednak przechodzi trening aby jego życie społeczne było bardziej użyteczne. Jego "bycie" w społeczeństwie zależy od tego czy potrafi się dostosować do panujących zasad, także tych nie pisanych.

Jednym za takich nie pisanych zasad w Polsce jest na pewno, nie uśmiechanie się w miejscach publicznych. W Polsce kulturowo uśmiechanie się i spontaniczne zachowanie przypisane jest dzieciom, młodym ludziom i szaleńcom. Podobnie jest z ubiorem. Ile razy można dostrzec niesmak na twarzach innych ludzi, kiedy ulicą przechodzi dojrzała kobieta w stroju nastolatki lub mężczyzna z kucykiem z tyłu głowy. Kontrola społeczna ich widocznie jeszcze nie dopadła lub są to skrajni buntownicy.

Rodzajem takich buntowników są na pewno kobiety dojrzałe po czterdziestce, nazywane cougar women. Są to kobiety, często także matki, które mimo swojego wieku ubierają się w bardzo modne ubrania i podrywają młodych mężczyzn. Styl ten przyszedł z Ameryki, podobnie jak już dobrze znany styl playboya.

cougar women

playboy

Powracając do cech, które przytoczyłam na początku. Myślę, że coraz trudniej będzie je odszukać u człowieka dorosłego. Często bowiem "dorosłym" człowiek staje się za szybko. Termin przypisuje się także młodym osobą, które "nagle" się nimi stały. Im, niestety części tych cech nie można przypisać. Stąd też tytuł tego posta, bo bycie dorosłym staje sztuką, może czasem nudną i pod przymusem, ale jednak sztuką. Inaczej możemy jednie możemy udawać bycie dorosłym, a w rzeczywistości pozostawać dziećmi.

*książka Ewy Sawickiej "Savoir - vivre. Podręcznik dobrych manier"

wtorek, 29 czerwca 2010

Hybrydyzacja ludzi... Pierwszy stopień do cyborgów, czy zdalnie sterowanych maszynek?

W kontekście biowładzy chciałabym poruszyć temat związany z biochipem RFID. System RFID (Radio frequency identification) to „system kontroli przepływu (...) w oparciu o zdalny, poprzez fale radiowe, odczyt i zapis danych z wykorzystaniem specjalnych układów elektronicznych, przytwierdzonych do nadzorowanych przedmiotów. Niekiedy technologia RFID nazywana jest radiowym kodem kreskowym”.


Z chipami żyjemy od dawna. „Początki identyfikacji radiowej sięgają lat 40. XX w., gdy pojawiły się urządzenia na bazie wykrywaczy metali. Pierwsze sklepowe systemy antykradzieżowe, oparte o dekodowanie nalepki z obwodem rezonansowym lub systemy magnetyczne, wykorzystujące namagnesowane blaszki, zaczęły funkcjonować w latach 60. XX w.”. Lata 70 to już rozwinięta identyfikacja radiowa, która znalazła zastosowanie przede wszystkim w handlu. Obecnie chipy można znaleźć nie tylko na poszczególnych towarach, ale także na kartach bankomatowych, kartach identyfikacyjnych (w Polsce od 2011 mają obowiązywać nowe dowody osobiste wyposarzone w chip, w Stanach Zjednoczonych mają go wszystkie paszporty), kartach bibliotecznych, niektórych biletach. Zaopatrzone w nie są wszelkie systemy kontroli dostępu, kontroli przepływu (np. przesyłek), rejestracji (np. czasu pracy), pobierania opłat (np. wyciągi narciarskie), ewidencji wyposażenia.


Z mikrochipem oswajani byliśmy i nadal jesteśmy pomału. Najpierw znakowane były towary, później zwierzęta, teraz nadeszła kolej na człowieka. W przeciągu kilku lat, pomału i z wielką ostrożnością nakładane są kolejne „warstwy wtajemniczenia” i oswajania nas z nową technologią, a wszystko to po to, aby przekonać nas do dobroczynnego działania RFID. Wszczepiony pod skórę, niewielki (ok. 2 cm długości i bardzo wąski) biochip ma zastąpić dowód tożsamości, kartę kredytową, paszport, kartę zdrowia.

W reklamach przedstawiany jest w samych superlatywach. Szpitalne chipy zawierają dane jakie leki i kiedy były przyjmowane. Znajduje się także na nim cała historia chorób, wypadków, urazów. Reklamy uderzają w największe obawy ludzkie takie jak lęk przed śmiercią, brak poczucia bezpieczeństwa, brak kontroli. Grają na emocjach (zobacz na filmiku reklamę RFID). Wyliczane są jego zalety, między innymi: „Najważniejsza zaleta tej technologii to możliwość zdalnego odczytu. Wystarczy, że przedmiot oznaczony etykietą RFID lub osoba posiadająca tag RFID znajdzie się w polu działania anteny czytnika, a fakt ten zostanie odnotowany w systemie komputerowym. Umieszczenie anteny przy drzwiach wejściowych do siedziby firmy gwarantuje zarejestrowanie każdej osoby wchodzącej lub wychodzącej posiadającej odpowiedni tag. Podobnie, zamontowanie czytnika na rampie wyładowczej magazynu gwarantuje automatyczną rejestrację towarów wprowadzanych do magazynu,
oczywiście towary te muszą być opatrzone etykietami RFID. Można sobie wyobrazić, że każdy towar w hipermarkecie opatrzony jest etykietą RFID. Wystarczyłoby wtedy przejechać wózkiem pełnym zakupów obok czytnika, a na kasie pojawi się suma do zapłaty, bez wypakowywania każdej rzeczy i mozolnego przykładania kodów kreskowych do czytnika. Oszczędność czasu jest ogromna. Jedna z największych sieci handlowych w USA już rozpoczęła wdrażanie takiego systemu”. Jednym słowem szybkość, efektywność, totalna inwigilacja.

W następnym etapie nie musimy wyciągać portfela. Sklep sam ściągnie z konta należność. Wszystko to w imię efektywności i bezpieczeństwa... lecz czy na pewno??

Mimo wszystko zjawisko to wzbudza wiele kontrowersji, które można rozpatrywać, podobnie jak przedstawiony przez dr Rakowskiego problem ADHD, na rozmaitych poziomach, wielowątkowo. Według mnie można tu także wyróżnić wątek medyczny oraz dodatkowo w tym przypadku zarysowuje się wątek technologiczny, polityczny, ekonomiczny, etyczny oraz teologiczny (poprzez nawiązanie do Apokalipsy św. Jana).

Dla przykładu: „Sprzęt medyczny może się wyłączyć jeśli w jego pobliżu znajdzie się znacznik RFID - wynika z badań przeprowadzonych na Vrije Universiteit Amsterdam. Może to niepokoić, bo urządzenia RFID są coraz częściej stosowane do identyfikacji pacjentów w szpitalach. Badacze z Amsterdamu pod kierownictwem Erika Jana van Lieshouta postanowili sprawdzić wpływ urządzeń RFID na sprzęt medyczny, sprawdzając jak zachowuje się on w pobliżu tagów RFID. W przypadkach najgroźniejszych dochodziło do całkowitego zatrzymania pompy infuzyjnej, zmiany ustawień respiratora i zakłóceń w pracy zewnętrznych stymulatorów serca. Niektóre z tych niebezpiecznych przypadków zanotowano, gdy znacznik RFID znajdował się ok. 25 cm. od urządzenia. Poza tym trzeba mieć na uwadze, że najbardziej niebezpieczne w szpitalach mogą być tagi RFID nie pochodzące ze szpitala, a stosowane np. do kontroli przepływu towarów lub w dokumentach. Znaczniki te nie są projektowane z myślą o bezpieczeństwie pacjenta i dlatego mogą być przyczyną problemów”.

Dodatkowo wciąż w fazie badań jest wpływ tagu na ciało. Nie ma jednoznacznych opinii na ten temat. Jedni mówią, że powoduje zmiany rytmu serca, że emitowane przez chip sygnały radiowe nie wpływają dobrze na nas, że jeśli dojdzie do mechanicznego uszkodzenia chipu wewnątrz ciała to spowoduje to rozległe poparzenia i owrzodzenia. Inni uspakajają opinie publiczną i zapewniają, że nie ma się czym martwić.

„Identyfikatory RFID wzbudzają kontrowersje związane z bezpieczeństwem i prywatnością. Technika zdalnego odczytywania danych identyfikacyjnych może prowadzić do niepożądanych efektów, takich jak łatwość dostępu do poufnych danych zapisanych na kartach RFID, czy śledzenie obecności dysponenta takiej karty”. Według przeprowadzonych badań okazało się również, że prostota mikrochipa nie zabezpiecza go ani przed przejęciem danych przez kogoś innego, ani przed zarażeniem tagu wirusem.
„Hakerzy na konferencji HOPE poszli o krok dalej i publicznie zaprezentowali wielką słabość RFID-ów. Korzystając z typowego skanera odczytali dane w tagu RFID firmy VeriChip (identycznym jak te, które stosuje się w dowodach tożsamości). Pobrali je też na laptopa. Następnie jeden z nich „odpowiadał" skanerowi skopiowaną paczką danych, które to urządzenie uznało za prawowitego posiadacza tagu RFID (a więc dowodu tożsamości, prawa jazdy itd.)”.

Jeśli chodzi o kontrowersje teologiczne: „Zdaniem Katherine Albrecht czas podnieść alarm. Panoszące się wszędzie tagi RFID - mające wkrótce zastąpić kody kreskowe - zgodnie z biblijną interpretacją mogą być uznane za "znaki bestii", czyli oznakę nadchodzącego końca świata”.

Niemniejsza praca jest jedynie zarysem, próbą nakreślenia pewnych zjawisk, zagadnień, które warto obserwować oraz poszerzać o nowe wiadomości, gdyż biochipy są wciąż świeżą i nową innowacją, dla której wciąż próbuje się znaleźć miejsce w rzeczywistości. Stąd myślę ciekawa jest obserwacja stopniowej próby wprowadzenia i stabilizacji kolejnych warstw, form systemu RFID.
- Akcja czipowania psów w Polsce.

- „Czas to pieniądź” – system RFID kontrolujący towary.

- Nowe dowody osobiste od 20011 roku w Polsce + sąd elektroniczny.

- Pierwsza reklama chipa RFID.

- Medialna propaganda chipa RFID.
- Czipowanie noworodków w Japonii – RFID w powszechnym stosowaniu.

- Pieniądze na dotyk (klub nocny w Hiszpanii).

http://www.youtube.com/watch?v=1cIXdUYaiP8&feature=PlayList&p=AC39B4BB59BD97B1&playnext_from=PL&index=0&playnext=1 - Znamię bestii (wątek teologiczny).

(wszystkie zamieszczone zdjęcia pochodzą z google)

Sytuacja podbramkowa

Jakiś czas temu w pracy, pokusiłam się o napisanie zgryźliwego komentarza dotyczącego mojej wieczornej rozrywki, jaką było podglądanie sąsiadów, którzy próbują wydostać się z ogrodzonych osiedli. Wtedy traktowałam ten tekst jedynie jako uszczypliwy felieton o ulepszaniu sobie życia na siłę. Teraz gdy moja antropologiczna wiedza nieco się poszerzyła, wydaje mi się, że temat ten można zbadać bardziej wnikliwie i z trochę innej perspektywy.

Żeby nie dublować tekstu załączam link do artykułu, który napisałam trochę ponad rok temu: Z okna podejrzane

Obecnie sytuacja kształtuje się tak, że straciłam moją wieczorną rozrywkę, gdyż mieszkańcy chyba wreszcie nauczyli się jak należy wydostawać się z osiedla. Jednak w lutym zeszłego roku przez kilka ładnych tygodni co wieczór pod moim oknem rozgrywało się istne kino akcji.


Zielone płoty, jak można było dowiedzieć się z jednego z komentarzy pod artykułem, powstają na życzenie wspólnoty mieszkańców - ten niezwykły obywatelski twór jest odpowiedzialny za zgromadzenie odpowiedniej ilości pieniędzy oraz zamontowanie ogrodzenia. Oczywiście o podjęciu kroków ku ulepszaniu otoczenia decyduje większość mieszkańców. Ci, którzy byli przeciw lub nie zdążyli dowiedzieć się o przedsięwzięciu na czas zostają postawieni przed faktem dokonanym. Jak działa taki system, miałam możliwość obserwować, gdy wspólnota mieszkaniowa w bloku, w którym mieszka mój brat, postanowiła zagrodzić wjazd na parking szlabanem.

Także czy nam się to podoba czy nie, jak wspólnota mieszkaniowa o czymś zadecyduje, nie ma na nią mocnych.

W ten właśnie sposób ulepsza się ludziom życie. Być może teraz gdy wszystko już wróciło do normy, a mieszkańcy oswoili się z ogrodzeniem, faktycznie wprowadzona innowacja zaczyna funkcjonować tak jak powinna. Jednak ten czas przejściowy, w którym ludzie adaptują się do nowo zaistniałej sytuacji jest fascynujący. W Polakach budzi się wtedy kombinatorska żyłka. Nie starają się nawet specjalnie by uzyskać szczegółowe informacje o tym jak właściwie powinno się wychodzić z osiedla. Zamiast tego wykorzystują całą swoją kreatywność by ominąć zabezpieczenia. Nie będę jednak opisywać wszystkich prób wydostania się na zewnątrz, które miałam niewątpliwą przyjemność oglądać, gdyż uwagę chciałam zwrócić na coś innego.

Ciekawsze bowiem jest to jak wiele zmienia w życiu ludzi taka wprowadzona innowacja. Podczas wieczornych prób otwarcia furtek, gromadziły się pod nimi spore grupy ludzi. Sąsiedzi, którzy najprawdopodobniej nigdy wcześniej nie zamienili z sobą słowa, zostali złączeni wspólnym celem. Razem próbowali przedrzeć się na drugą stronę ogrodzenia, długo debatowali szukając najlepszego wyjścia lub też wspólnie czekali na roznosiciela pizzy, który co jakiś czas pojawiał się z dostawą i wybawiał z opresji zamkniętych ludzi. Gdyby nie ta „podbramkowa” sytuacja sąsiedzi ci najprawdopodobniej nigdy by się nie poznali bliżej, każdy bowiem, kto choć przez jakiś czas mieszkał w dużym bloku wie jak wygląda w nim życie sąsiedzkie.


Inną kwestią jest izolacja od mieszkańców osiedla, którzy mają swoje domy poza granicami wyznaczonymi przez płot. Ja mieszkam w domku szeregowym, naprzeciwko ogrodzonego bloku. Przed postawieniem płotu, dzieci z domków chodziły na plac zabaw, który mieści się między blokami. Teraz gdy plac jest za płotem, dzieci z domków nie mają do niego dostępu, pozostaje im jedynie własny ogródek lub ulica... Płot wprowadził sztuczną izolację między mieszkańcami bloków i domków.

Wydaje mi się, że takich zmian w życiu ludzi z ogrodzonego osiedla można by znaleźć więcej, gdyby przyjrzeć się uważniej temu tematowi.

3,283 Tweetów na sekundę czyli społeczeństwo nowoczesne w sieci

"Ludzie na całym świecie dosłownie oszaleli na punkcie serwisów społecznościowych. Nie mieć konta na jednym z nich to jak popełnić towarzyskie samobójstwo!"
(cytat z książki "Daj się poznać" Łukasza Sumy)

Hasło "nie masz konta na Facebooku, nie istniejesz", słyszę od kilku miesięcy. Ale moja przygoda z tym portalem, miała zupełnie inny początek. Praca. Okazało się, że instytucja, którą byłam zainteresowana większość informacji o sobie, zamieściła na portalu Facebook. Musiałam więc założyć tam własne konto. A to był dopiero początek. Kiedy już posiadałam swoje konto i "istniałam w społeczeństwie", okazało się, że tętni tam nieznane mi dotychczas życie "towarzyskie". Nagle dostaje zaproszenia do różnego rodzaju grup, fanclubów, ale żeby tego było mało ktoś wysyłał mi owce(!). Lekko zagubiona, poszukiwałam jakiś informacji, jak się poruszać w tym nowoczesnym społeczeństwie. Okazało się jednak, że nie tylko ja poszukiwałam odpowiedzi. Jakiś czas temu, wyszła bowiem książka "Daj się poznać", dzięki której, jak informuje Empik: "bezboleśnie wkroczysz w rzeczywistość Facebooka i zaczniesz czerpać wiele przyjemności z jej odwiedzania."

Ale przecież Facebook to nie jedyny portal społecznościowy, który możne być przykładem nowoczesnego społeczeństwa. Twitter, Blip, Flaker to inne formy społeczeństwa w sieci. Ich dynamiczny rozwój, a nawet walkę komentują portale internetowe zajmujące się tego typu działalnością w sieci.
"Facebook zagraża lokalnym serwisom społecznościowym. Od dwóch lat europejskie serwisy społecznościowe przeżywają wyniszczający atak Facebooka. Francuski portal Skyrock stracił na rzecz potężnego konkurenta 1/3 użytkowników. Podobnie niemiecki StudiVZ, hiszpański Tuenti czy holenderski Hyves." (cytat Forsal.pl)

W społeczeństwach sieci, miejsce jest ową fantasmagorią, a i czas, i przestrzeń tracą swoją definicję. Szybkość z jaką w ogóle funkcjonuje takie społeczeństwo, przepływ informacji, nie może być porównywana do jakiegokolwiek innego społeczeństwa. Możemy przebywać na Bali, Alasce czy na Syberii, a i tak przebywamy "tam". Nie musimy nawet wychodzić ze spotkania w pracy, żeby wrzucić coś na Twittera przez komórkę. Innym problem jest zwiększona anonimowość lub możliwość ukrywania prawdy, z czym wiąże się problem zaufania innym członkom takiejgo społeczeństwa. Dla wielu bowiem, ten rodzaj "rzeczywistości" jest już jednym prawdziwym.


Twitter stał się także światem celebrytów, którzy mogę kreować tam swój wizerunek, a my możemy udawać, że znamy ich jak własnych sąsiadów. Oto kilka opisów z Twittera gwiazd, opublikowane na stronie Dziennik.pl w artykule "Gwiazdy trajkoczą jak oszalałe"

- Oprah Winfrey zje w czwartek kolację z Hugh Jackmanem (Oprah: W tej knajpce co zwykle, czy przewietrzymy się trochę? Hugh: W knajpce. Nie mogę się doczekać! Wcześniej muszę jeszcze jechać do Chicago)

- Arnold Schwarzenegger od kilku dni walczy ze świńską grypą ("Myjcie regularnie ręce i nie wychodzie z domu, jeśli macie objawy choroby")

- David Lynch od paru dni jest w "przepięknym Paryżu", ale jedzie do Islandii (tym razem nie wspomniał o pogodzie - gdy jest w Los Angeles, regularnie informuje o temperaturze, zachmurzeniu, poziomie wilgotności czy wietrze

W Polsce, Twitter oraz Facebook stał się wielką sceną polityczną w czasie obecnych wyborów prezydenckich. Wszyscy politycy, sami lub przez swój sztab prowadzą Twittera, a na Facebooku mamy także wyniki aktywności Polaków w czasie wyborów.

W ten sposób społeczeństwo w sensie tradycyjnym i to w sieci się przenikają, ale to nie jedyne przykład ich łączności. Z ostatnich wiadomości wynika, że Mark Zuckerberg, twórca Facebooka, został oskarżony przez gubernatora Pakistanu za bezczeszczenie wizerunku Mahometa. Problem wynikł po konkursie, w którym uczestnicy mieli narysować swojego Mahometa na portalu W ten, wydawało by się, trywialny sposób, konkurs na Facebooku, może przerodzić się w realną wojną, grzmią portale internetowe.

Nowoczesne społeczeństwo w sieci to także miejsce działania kapitalizmu, gdyż za tym wszystkim stoją oczywiście ludzie, którzy czerpią ogromne zyski. Jakiekolwiek działania nie przewidziane, problemy systemowe czy hackerzy, zwiększają ryzyko jakie towarzyszy działaniu takich portali społecznościowych.

"W połowie lipca 2009, serwis [Twitter] został zaatakowany przez hackerów, którzy wykradli dokumenty dotyczące działalności serwisu"

"W dniu 7 sierpnia 2009, Twitter ponownie padł ofiarą ataków hackerów. W wyniku ataku, serwis nie działał prze dwie godziny. Następnego dnia, dziennik New York Times podał, że atak mógł być odpryskiem konfliktu na Kaukazie i został przeprowadzony z terenu Abchazji."

"18 grudnia 2009 Twitter został zaatakowany przez "Irańską Cyberarmię"(...) Hakerzy w języku perskim zasugerowali możliwość kolejnych ataków na strony amerykańskich firm i organizacji."

Ostatnie przykłady dowodzą, że wraz z ryzykiem wzrasta kontrola oraz środki zabezpieczające to nowoczesne społeczeństwo.
(cytaty z artykułów)

"Dzięki luce na Twitterze mogłeś mieć tylu znajomych, ile dusza zapragnie.

"Spears i Obama na celowniku - Francuz chciał się dostać na ich Twitterowe profile"

"Meksyk: Chcą kontroli nad Twitterem!"

Wraz z nowoczesnym społeczeństwem zmienił się także język, którym władają jego "mieszkańcy". Słowa takie jak tweetować czy blipnij zrozumieją tylko ludzie korzystający z portali. A jakie zdziwienie przeżyją ludzie, którzy na przystanku usłyszą z ust młodych ludzi: "Podrzuć mi owce". Dla kogoś kto nie jest zalogowany na Twitterze czy Facebooku, to coś nowego i nie zrozumiałego, ale dla "posiadaczy kont" to normalne życie społeczne, gdzie się spotykamy, rozmawiamy, a czasem budujemy wspólnie farmę.



sobota, 26 czerwca 2010

Antropolog – zwierzę ciekawskie

Gdy zaczynałam studiować etnologię, prawdę powiedziawszy, miałam bardzo mgliste pojęcie o tym na jaki właściwie kierunek się wybrałam. Po czterech latach wiem już, że tych studiów nie można porównać z żadnym innym kierunkiem. I nie chodzi tylko o to, że według moich znajomych ja się w ogóle nie muszę uczyć, a moja sesja to kpina, bo kto widział jeden lub dwa egzaminy podczas gdy inni przez miesiąc nie wychylają nosa poza książki. Etnologia, czy jak kto woli antropologia kulturowa, to studiowanie życia i zmiana sposobu patrzenia na świat. Antropolog to człowiek, który myśli nieco inaczej niż reszta społeczeństwa.

Po czterech latach mogę z całą pewnością stwierdzić, że moja perspektywa patrzenia na otaczający mnie świat zmieniła się diametralnie. Właściwie trudno powiedzieć kiedy to się stało, po prostu w pewnym momencie uświadomiłam sobie, że mimowolnie zwracam uwagę i analizuję zdarzenia, które wcześniej nie przykułyby mojej uwagi.

Wydaje mi się, że antropolog w pewnym momencie edukacji zmienia perspektywę patrzenia i zyskuje specyficzną wrażliwość. Trudno określić i nazwać tę perspektywę, ale jeżeli byłabym zmuszona, to powiedziałabym, że jest to coś z pogranicza empatii i tolerancji, ale bez całego tego patosu i wartościowania. Antropolog uczy się jak spojrzeć na świat cudzymi oczami i wczuć się w sytuację drugiego człowieka, pozostawiając swoje osądy gdzieś w głębi umysłu. Poza tym antropolog wychwytuje z otaczającego go świata pewne sytuacje, obok których każdy inny człowiek przeszedłby obojętnie. Krótko mówiąc antropolog to ciekawskie zwierzę...

Taka perspektywa niesie ze sobą interesujące następstwa. Większość z nich sprowadza się do stwierdzenia, że antropolog jest człowiekiem bezobciachowym... Już śpieszę z wytłumaczeniem. Etnolog nie wstydzi się pojawiać w miejscach kulturowo kontrowersyjnych, czy też zachowywać się w nieprzystojny sposób. Wszystko bowiem podciągnąć można pod szeroko rozumiane „prowadzenie badań”.

Jako przykład podam sytuację, w której znalazłam się jakiś czas temu. W związku z zawodem jakim się param, nie mówię tu o etnologii lecz o drugiej dziedzinie, z którą jestem związana, mianowicie z dziennikarstwem. Zostałam wysłana by zrobić materiał o występie grupy chippendalesów. Jak bardzo bym się nie buntowała przeciwko pójściu, mus to mus... Będąc już na sali i obserwując wszystko co się dzieje dookoła złapałam się na myśli, że właściwie takie występy to świetny materiał do badań. Antropolog we mnie zaczął zacierać ręce...

fot. Grzegorz Olkowski

Nie był to odosobniony przypadek, zdarza mi się często, że analizuję sytuacje pod kątem ewentualnych badań etnologicznych. Dlatego w pewnym sensie rozumiem Hastrup, gdy mówi że badania terenowe są jak opętanie. Moim zdaniem można pójść o krok dalej i stwierdzić, że sama antropologia jest jak opętanie. To właśnie ten specyficzny sposób patrzenia na świat sprawia, że przestajemy panować nad tym kiedy jesteśmy a kiedy nie jesteśmy antropologami, kiedy badamy a kiedy mamy wolne. Bycie antropologiem to coś więcej niż zawód, to w pewnym sensie cecha charakteru, czy sposób bycia.

A wracając do bezobciachowości, to wydaje mi się to być fantastycznym dodatkiem do bycia antropologiem. Można bowiem wchodzić w różne społeczności i sytuacje bez poczucia skrępowania. Nawet jeżeli to co się dzieje kłóci się z naszym światopoglądem, to można spojrzeć na tę sytuację z perspektywy badawczej, wtedy łatwiej będzie się z uczestnictwem w niej pogodzić.

Chwilami mam wrażenie, że perspektywa antropologiczna to nic innego jak obserwowanie świata z dziecięcą ciekawością.

środa, 16 czerwca 2010

Przetrzeń w przestrzeni...


„Toteż, zwielokrotnione przedmioty nie rozpadają się
na kawałki, tylko jakoś trzymają w całości.
Zwracając uwagę na zwielokrotnienie rzeczywistości,
otwiera się możliwość badania tego niezwykłego zjawiska”
(A. Mol, The Body Multiple).

Przestrzeń zwielokrotniona nikogo chyba nie dziwi. Człowiek aby odnaleźć się oraz móc poruszać się w przestrzeni musi tworzyć „sieci znaczeń”, własne odniesienia. Wielopoziomową rzeczywistość próbujemy okiełznać i uporządkować poprzez chociażby nadanie nazw ulicom, dzielnicom, miastom, województwom, poszczególnym krajom czy kontynentom. A wszystko to mieści, niczym drewniana, rosyjska matrioszka (gdzie większa figurka kryje w swoim wnętrzu mniejszą) świat. Mówi się także o subtelnych poziomach naszej rzeczywistości, która nawiedza nas lub jest dostępna tylko czasami. Z resztą sam człowiek jest istotą złożoną, wielofunkcyjną. Istotą, która kryje w sobie i tworzy wiele światów.

Przestrzeń tylko na „pierwszy rzut oka” wydaje się ciągła, jednorodna, gdy przyjrzymy się jej bliżej, dopiero wówczas, możemy dostrzec jej złożone, różnorodne oblicze. Poprzez zamieszczone zdjęcia chciałam pokazać, że mają miejsce niekiedy takie niezwykłe sytuacje, zdarzenia, gdzie zastana przestrzeń (już różnorodna) staje się nie tylko jeszcze bardziej skomplikowana, ale nade wszystko poprzez różnego rodzaju symbole, działania nawiązuje do wspólnego mianownika, do wydarzenia, które tym samym nadaje nowej przestrzeni wrażenie spójności, ciągłości i całości. Są to zdarzenia nie częste, jednak warto pokazać, że proces odwrotny, także ma miejsce i zachodzi. Moją uwagę przyciągnęła toruńska przestrzeń, ale w konkretnym, niezwyłym czasie, jakim była żałoba narodowa. Myślę, że katastrofa lotnicza w Smoleńsku jest na tyle jeszcze „świeża” i dobrze nam znana, że nie trzeba się w dawać w szczegóły. Chciałabym skupić się na przestrzeni. Pokazać jak bardzo się ona zmieniła pod wpływem kwietniowych wydarzeń.






Miejsca codzienne stały się niecodzienne, stały się miejscami zadumy, refleksji. Wyrażeniem hołdu, kondolencji, smutku. Różnego rodzaju symbole (polska flaga, czarna wstążka, fotografie ofiar) były łącznikami między ludźmi, a wydarzeniami i przestrzenią.




Zawieszone flagi były chyba najsilniejszym spajającym elementem. Wyrażały i jednocześnie konstruowały spójną całości.

























Telebim na starym mieście pozwolił uczestniczyć mieszkańcom Torunia w obrzędach pogrzebowych odbywających się w Krakowie. Oddalone o wiele kilometrów małopolskie miasto stało się na chwilę częścią Torunia. Wytworzyła się przestrzeń w przestrzeni.








Pozostałe telebimy i przestrzenie reklamowe w mieście także nawiązywały do tragicznych wydarzeń.



Przystanek autobusowy przekształcił się w miejsce hołdu, swego rodzaju pomnik.





Niektóre miejsca nie tylko nawiązywały do wydarzeń w Smoleńsku, ale także do tego co działo się siedemdziesiąt lat temu w Katyniu. Zaistniały jako miejsca pamięci, swego rodzaju cmentarze.






Różnorodne sklepy, instytucje nawiązywały do wspólnego przeżywania smutku, szoku.
































































Na samochodach, autobusach, tramwajach powiewały czarne wstążki.




Ostatecznie przestrzeń powraca w swój proces wydarzania się życia, a wielkie zdarzenia są z niej odsuwane we właściwe dla siebie miejsca – cmentarze, muzea, miejsca pamięci... na swoją własną półkę wielopoziomowej przestrzeni rzeczywistości.