środa, 17 marca 2010

Opętanie, czy zwielokrotnienie świadomości („ja”) w jednym ciele?

„Także antropolog, pochylony nad swoimi odłamkami,

kamieniami i pospolitymi ziołami,

duma, medytując nad tym, co prawdziwe,

choć jakże znikome,

dostrzegając w tym wszystkim (a przynajmniej tak się mu wydaje…),

przelotnie i nie będąc niczego pewnym,

przebłysk niepokojącego i zmiennego obrazu samego siebie” (Geertz 2005, s.74).


Człowiek z pozoru wydaje się stałą, skończoną, całą istotą. Jednak w swej stałości podlega ciągłym zmianom, zarówno na polu psychicznym jak i fizycznym. Kształtują nas nieustannie różnego rodzaju doświadczenia. Proces ten jest długotrwały i właściwie towarzyszy człowiekowi przez całe życie. Niekiedy może zachodzić bardzo powoli, a zmiany mogą być ledwie zauważalne, z kolei innym razem może być niezwykle szybki, gwałtowny tak, że w procesie tym sami możemy zagubić lub z trudem rozpoznawać siebie. Niewątpliwie największy wpływ wywiera na nas kultura, przekazywana nam już od najmłodszych lat. Poprzez wczesną socjalizację według Clifforda Geertza przekazywane są nam nie zwyczaje, tradycje, czy grupy określonych nawyków, ale „zestaw mechanizmów kontrolnych”, czyli „planów, wytycznych, zasad, instrukcji (tego, co w informatyce nazywa się „programami”) – stosowanych w celu sterowania zachowaniem (…) Człowiek to właśnie takie zwierzę, które wręcz skrajnie i desperacko jest uzależnione od takich poza genetycznych, zewnętrznych mechanizmów kontrolnych – od takich właśnie kulturowych programów, narzucających mu formy zachowania” (Geertz 2005, s.63). „ Z pewnością bez ludzkości nie byłoby kultury, ale też (co jest o wiele bardziej istotne) bez kultury nie mogłoby być ludzkości. Jesteśmy więc, reasumując, niekompletnymi czy też niedokończonymi zwierzętami, które uzupełniają swe braki i niedoróbki poprzez kulturę (…) Żyjemy (…) w „informacyjnej luce”. Pomiędzy tym, co mówi nam nasze ciało, a tym, co musimy wiedzieć, by móc funkcjonować, znajduje się próżnia, którą sami musimy wypełnić, wypełniamy ją zaś za pomocą właściwych (lub też błędnych) informacji, jakich dostarcza nam nasza kultura” (Geertz 2005, s.69).

Podsumowując chcę pokazać, że jednostka na drodze socjalizacji otrzymuje zestaw wytycznych, które wpływają na jej zachowanie. „W trakcie swego życia, posługuje się nimi, bądź też niektórymi z nich, czasem celowo i ostrożnie, najczęściej spontanicznie i z wielką łatwością, zawsze jednak mając przed oczyma ten sam cel: nadanie przeżywanym przez siebie wydarzeniom określonej konstrukcji, umiejscowienie się w „ciągłym biegu doświadczanych rzeczy” jak to w swej barwnej frazie ujął John Dewey” (Geertz 2005, s.64). Pozostając w dłuższym kontakcie z inną kulturą nabywamy nowych mechanizmów kontrolnych, które w połączeniu ze starymi dają zupełnie nową jakość. Stajemy się inną osobą poza obrębem rodzimej kultury, inną wracając do niej. Poszerza się tym samym wachlarz naszych zachowań zależnych od sytuacji, od kulturowego kontekstu. Będziemy raz jedną osobą, raz drugą. Chcę pokazać, że w jednym ciele ludzkim jest nas wielu, choć nie zawsze jesteśmy tego świadomi. Świadomość ta najczęściej przychodzi w tedy, gdy stykamy się z kulturą znacznie różniącą się od „pierwotnej” – często określanej jako naszej. Potwierdziła to Polka długo przebywająca w Japonii. Nawet będąc w Polsce ilekroć zaczyna mówić w języku japońskim uruchamiają się w niej zupełnie inne mechanizmy zachowania. Używa nie tylko innego tonu głosu, inaczej układa ciało, ale nade wszystko widzi i postrzega zupełnie inaczej, jest kimś innym, a jednocześnie, choć brzmi to paradoksalnie, tym samym. Podsumowując chcę pokazać, że człowiek to suma wielu osób w jednym ciele. Wciąż stwarza siebie i odkrywa na nowo. We własnej kulturze zwykle nie dostrzegamy swojej wewnętrznej różnorodności, tego że dla każdej osoby jesteśmy kimś innym, inaczej rozmawiamy z dzieckiem, inaczej z żoną, jeszcze inaczej z urzędnikiem czy lekarzem, nauczycielem. Stało się to dla nas naturalne, zwłaszcza dla tego, że zmiany na tym poziomie są subtelne i nie tak łatwo zauważalne. Dopiero jak głęboko wnikniemy w inną kulturę i zaczniemy nią nasiąkać możemy przeżyć szok, czasem może być on na tyle dogłębny i intensywny, że osoba może przestać rozpoznawać siebie. Pod wpływem innych mechanizmów kontrolnych, mogą ją dziwić inne, czasem wręcz niespodziewane zachowania.

Wydaje się, że Kirsten Hastrup postrzega wpływ kultury na człowieka podobnie: „ Podczas pracy w terenie jesteśmy w bardzo dużym stopniu uzależnieni od potencjału ekstatycznego. Wykraczamy poza siebie, by dosięgnąć nowego świata za pomocą wszystkich zmysłów; przyswajamy sobie różnice. Obca kultura ulega przyswojeniu; konsumujemy ją, dosłownie spożywamy, jedząc: „w smaku doświadczenie świata i ciała chyba najsilniej splatają się ze sobą”. (…) Proces inkorporacji z zasady nie ma końca. Jednak w wypadku niektórych ludzi po pierwotnej enkulturacji następuje jeden, lub rozciągnięte w czasie, kolejne, odrębne procesy cielesnego osadzenia się wzorców działania. Wskazywano, że tego rodzaju wtórne procesy można by nazywać akulturacją, na podstawie założenia, że są one do pewnego stopnia zewnętrzne wobec kultury, która osadziła się jako pierwsza. Ten nowy, poza codzienny wzorzec zdolności performatywnych doprowadził do rozróżnienia na akulturowane ciało aktora i zwykłe ciało wytworzone w procesie enkulturacji. (…) Osadzenie pociąga za sobą do pewnego stopnia zestalenie przyswajanego poprzez inkorporację świata, które sprawi, że jednostka powoli zacznie doświadczać przekształcenia rzeczywistych możliwości ciała” (Hastrup 2008, s.101-102 ).

Nie dziwi mnie podejście autorki zarysowane w książce „Droga do antropologii”. Rozumiem, że podczas zetknięcia z nowym terenem, przestrzenią, podczas prowadzenia badań, w które weszła bardzo intensywnie, mogła poczuć się opętana" (1), w każdym bądź razie inna niż przypuszczała. Jednak wydaje mi się, że należy się zastanowić czy metafora ta dotyczy tak naprawdę tylko antropologicznych badań terenowych i czy wszystkich. Już we wstępie chciałam pokazać, że enkulturacja jest raczej procesem naturalnym, który może przydarzyć się każdemu, który jest otwarty na nową sytuację. Doświadcza on wówczas tylko kolejnego swojego „ja”, wywołanego nową przestrzenią, nowym światem, kulturą, a tak naprawdę nowymi „mechanizmami kontrolnymi”, które uruchamiają pokłady nowych możliwości w działaniu. Rozumiem, że autorka chciała podkreślić wpływ jaki wywiera nieustannie na nas kultura zarówno ta „pierwotna” jak i każda kolejna, jednak Kirsten Hastrup nie wspomina o bardzo ważnym aspekcie w tym kontekście mianowicie: o niezbędnym zaangażowaniu oraz zgodzie na to by dać się wciągnąć, czy może „opętać”. Zwykle osoba opętana nie ma wyboru ani kontroli nad tym czego doświadcza. Jednak tu taki wybór istnieje...

Badacze nie raz wyruszali na spotkanie „inności” już z własnym jej obrazem w głowie. Byli już zapisaną kartką, zamkniętą na przyjęcie jeszcze czegoś dodatkowego. Przyjęte widzenie od innych antropologów nie pozwalało im dostrzec nic ponad to. Szukali jedynie potwierdzenia własnych teorii. W tego typu myśleniu nie ma miejsca na indywidualizm, na szczególne, wyjątkowe przypadki, na człowieka, nie ma także miejsca na „opętanie”. Książka Edwarda W. Said’a pt. „Orientalizm” doskonale to obrazuje. Autor zbiera czytelnika w tekstualny świat uznanych znawców orientalizmu jak Flaubert, Chateaubriand, Lamartin, Nerval czy Burton, Kinglake, Gibb, Massinnon, de Sacy i Ranan i wielu innych (z których niektórzy nigdy na wschodzie nie byli). Wnikliwie i z wielkim zaangażowaniem przeprowadza odbiorcę przez meandry wielkich nazwisk, nie szczędząc im krytyki. Według niego mieli oni duży, może nawet największy, wpływ na tworzenie i umacnianie fałszywego obrazu, stereotypu Orientu, który pokutuje do dziś. Żaden badacz, przedstawiony w książce, europejski czy amerykański nie potrafił oderwać się od uwarunkowań swojej rzeczywistości. W tym kontekście orientalizm jest jedynie zachodnim, sztucznym tworem za którym nie kryje się ani człowiek, ani życie, a tym bardziej nie ma prawdziwego zrozumienia i ducha Lewantu. „ (...) głosi on, że Orient istnieje tylko dla Zachodu, jako spektakl zatrzymany w czasie i przestrzeni” (s.168). Spektakl podtrzymywany nie tylko przez pisarzy, ale i poetów, filozofów, a także polityków.

Najlepszym rozwiązaniem, w moim odczuciu, wydaje się trzecia alternatywa, będąca połączeniem dwóch poprzednich mianowicie: droga środka. Na tym polu badacz angażuje się w to co robi, jednak stara się być czujnym i nie do końca daje się wciągnąć do środka. Ujmując to (w ulubioną formę antropologiczną) metaforycznie: wchodzi do pokoju, ale nie zamyka drzwi.

Spotkałam się już nie raz, w literaturze i nie tylko, z obrazem antropologa jako istoty szalonej, ekscentrycznej, tym samym samotnej i wyobcowanej, patrzącej na wszystko z boku. Jakże ładnie do tego romantycznego wizerunku wkomponowuje się kolejna określająca go metafora - „opętany”.

Antropologia już dawno dostrzegła siłę metafory. Jest to jednak dość niebezpieczny środek wyjaśniania, gdyż „Jedno z zadań metafory polega na tym, by nieokreślonym zaimkom życia społecznego (ja, ty, on, ona, ono) nadać tożsamość poprzez wypowiedzenie nad nimi jakiegoś znaku – wizerunku. Zanim ktoś stanie się podmiotem, musi przedtem być przedmiotem, jak mówi G.H. Mead (1934). Stanie się przedmiotem zachodzi za pomocą metafor (...) Zatem etykietka określająca tożsamość – choć byłaby z naszego punktu widzenia metaforą – przygotowuje scenariusz do działań społecznych. Jeśli uprzedmiotowiłeś się jako baran (...) mierzysz swoje osiągnięcia w skali barana (...) To coś więcej niż gra słów; skutki metaforycznego myślenia rozciągają się na życie codzienne (...) O to właśnie chodzi: metafory to nie konceptualne zagadki spoza życia społecznego; wkraczają w działanie, kształtują je i wywołują. Tropy działają na realnym życiu ” (Hastrup 2008, s. 49). Kirsten Hastrup wydaje się w pełni świadoma mocy metafory. Czy w takim rozumieniu antropologia niebawem będzie potrzebować egzorcystów?


Bibliografia:

Geertz Clifford 2005 Interpretacja kultur. Wybrane eseje, Wydawnictwo Uniwersytetu

Jagiellońskiego, Kraków.

Hastrup Kirsten 2008 Droga do antropologii. Między doświadczeniem a teorią,

Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków.

Said Edward 1991 Orientalizm, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa.


(1) Opętanie czyli „ stan umysłu, w którym indywiduum odczuwa, że znajduje się pod wpływem zewnętrznej (…) siły (…) Według wielu religii oraz wierzeń ludowych, opętanie może być formą zawładnięcia ciałem przez duchy lub demony” (wikipedia)