Po czterech latach mogę z całą pewnością stwierdzić, że moja perspektywa patrzenia na otaczający mnie świat zmieniła się diametralnie. Właściwie trudno powiedzieć kiedy to się stało, po prostu w pewnym momencie uświadomiłam sobie, że mimowolnie zwracam uwagę i analizuję zdarzenia, które wcześniej nie przykułyby mojej uwagi.
Wydaje mi się, że antropolog w pewnym momencie edukacji zmienia perspektywę patrzenia i zyskuje specyficzną wrażliwość. Trudno określić i nazwać tę perspektywę, ale jeżeli byłabym zmuszona, to powiedziałabym, że jest to coś z pogranicza empatii i tolerancji, ale bez całego tego patosu i wartościowania. Antropolog uczy się jak spojrzeć na świat cudzymi oczami i wczuć się w sytuację drugiego człowieka, pozostawiając swoje osądy gdzieś w głębi umysłu. Poza tym antropolog wychwytuje z otaczającego go świata pewne sytuacje, obok których każdy inny człowiek przeszedłby obojętnie. Krótko mówiąc antropolog to ciekawskie zwierzę...
Taka perspektywa niesie ze sobą interesujące następstwa. Większość z nich sprowadza się do stwierdzenia, że antropolog jest człowiekiem bezobciachowym... Już śpieszę z wytłumaczeniem. Etnolog nie wstydzi się pojawiać w miejscach kulturowo kontrowersyjnych, czy też zachowywać się w nieprzystojny sposób. Wszystko bowiem podciągnąć można pod szeroko rozumiane „prowadzenie badań”.
Jako przykład podam sytuację, w której znalazłam się jakiś czas temu. W związku z zawodem jakim się param, nie mówię tu o etnologii lecz o drugiej dziedzinie, z którą jestem związana, mianowicie z dziennikarstwem. Zostałam wysłana by zrobić materiał o występie grupy chippendalesów. Jak bardzo bym się nie buntowała przeciwko pójściu, mus to mus... Będąc już na sali i obserwując wszystko co się dzieje dookoła złapałam się na myśli, że właściwie takie występy to świetny materiał do badań. Antropolog we mnie zaczął zacierać ręce...
fot. Grzegorz Olkowski
Nie był to odosobniony przypadek, zdarza mi się często, że analizuję sytuacje pod kątem ewentualnych badań etnologicznych. Dlatego w pewnym sensie rozumiem Hastrup, gdy mówi że badania terenowe są jak opętanie. Moim zdaniem można pójść o krok dalej i stwierdzić, że sama antropologia jest jak opętanie. To właśnie ten specyficzny sposób patrzenia na świat sprawia, że przestajemy panować nad tym kiedy jesteśmy a kiedy nie jesteśmy antropologami, kiedy badamy a kiedy mamy wolne. Bycie antropologiem to coś więcej niż zawód, to w pewnym sensie cecha charakteru, czy sposób bycia.
A wracając do bezobciachowości, to wydaje mi się to być fantastycznym dodatkiem do bycia antropologiem. Można bowiem wchodzić w różne społeczności i sytuacje bez poczucia skrępowania. Nawet jeżeli to co się dzieje kłóci się z naszym światopoglądem, to można spojrzeć na tę sytuację z perspektywy badawczej, wtedy łatwiej będzie się z uczestnictwem w niej pogodzić.
Chwilami mam wrażenie, że perspektywa antropologiczna to nic innego jak obserwowanie świata z dziecięcą ciekawością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz